sobota, 29 września 2012

Wiejska Arkadia

 Dawno, a może wcale nie tak dawno temu, wieś wcale nie pachniała betonem, iglakami i sobotnim koszeniem trawników, podczas którego świeża, określana przez perfumiarzy jako „zielona” woń ścinanej trawy miesza się ze spalinami wydobywającymi się z silników kosiarek. Cement był wówczas reglamentowany, świerki rosły w lasach, tuje na cmentarzach, a trawę kosiło się ekologicznie kosą raz na dwa miesiące. Domy były wówczas w większości drewniane i pachniały zmywaną na mokro podłogą z nielakierowanych desek, a nad ogródkami usytuowanymi tuż pod oknami unosił się odurzający zapach piwonii, bzu, jaśminu czy dzikiej róży, z której płatków robiło się  aromatyczne konfitury. Za stodołą w sadzie niepodzielnie panowała intensywna, słodko-drożdżowa woń psujących się jabłek, gruszek i śliwek, spadających z wysokich, zachęcających do wspinaczki drzew, wprost w gąszcz pokrzyw i łopianów. Tak pachnącą wieś można odnaleźć w pamiętnikach zmuszonych do opuszczenia swoich majątków właścicieli ziemskich i.. wspomnieniach obecnych czterdziesto i pięćdziesięciolatków, którym w dzieciństwie dane było spędzać wakacje u mieszkającej z dala od zgiełku miast babci. Tę zapachową Arkadię można też znaleźć w perfumach firmy Sisley Eau de Campagne, z których emanuje ziołowa woń łopianów, pokrzyw i liści pomidora, trochę cierpki i pobudzający zapach mchu oraz nieco tajemniczy aromat wilgotnej ziemi przez który nieśmiało przebija się dyskretna nuta konwalii, jaśminu i słodkiej śliwki. Brakuje tylko babci podającej kromkę chleba z masłem posypanym cukrem.

(z Przekroju)

poniedziałek, 24 września 2012

Sukces marketingowy

Świat zamarł zszokowany wiadomością – perfumy lady Gagi sprzedają się prawie tak samo jak No5 Chanel. 6 milionów flakoników na tydzień. Lady Gaga jest zbyt skromna. To prawdziwy rekord wszech czasów. Przy sprzedaży choćby takich pachnideł jak L'Air du Temps, którego producenci chwalili się, że sprzedawali flakonik co cztery sekundy i miał być to rekord tempa sprzedaży pachnideł, co daje mizerny wynik niewiele ponad 150 tysięcy na tydzień, to po prostu przepaść. Nawet Być Może... , popularny zapach w małym flakoniku, który w swojej historii miał okres, że sprzedała się co 2,6 sekundy to przy Fame zapach niszowy.
Niestety, marketingowcy przegięli wymieniając jednym tchem Fame obok No5. Perfumy Chanel nie tylko były nowatorskie pod względem kompozycji zapachowej – ich osobowość korespondowała z przemianami społecznymi I połowy XX wieku, kiedy kobiety zaczynały wychodzić z cienia mężczyzn, mogły pokazywać światu, że są samodzielne, inteligentne, niezależne, silne.
Warto więc zapytać, jaką wiedzę o kobiecie przekazuje światu Fame? W przeciwieństwie do strojów Gagi nie ma w pachnidle nic obrazoburczego. Jest banalne i grzeczne, schematyczne i sztampowe. Nie jest odkrywcze w formie (może poza czarnym kolorem), nie zawiera żadnej intrygującej treści. Jest typowym zapachem, który ma się masowo sprzedać, a nie być manifestem nowego stylu życia jak choćby kiedyś exclamation!, Aromatics Elixir czy Cool Water. No 5 to zupełnie inna liga. Nawet zapach producenta butów Jimmy Choo przy Fame wydaje się rewolucyjny i pełen ikry. Za to marketing Lady Gagi i polityka cenowa pierwsza klasa.

niedziela, 16 września 2012

Wspomnienie

Najbardziej kultowym zdaniem z filmu Rejs, jest słynna wypowiedź inżyniera Mamonia, że jemu najbardziej podobają się te melodie, które już słyszał. Często interpretuje się to zdanie jako przejaw wstecznictwa, braku szerokich horyzontów, otwartości na świat. Taka złota myśl ćwierćinteligenta, który boi się złamać schemat. Tymczasem Mamoń miał rację. Nowatorstwo, eksperymenty nigdy nie miały łatwo. W świecie perfuma na przykład, żeby wylansować słabo sprzedającego się  wówczas, oryginalnego Shalimara, rodzina Guerlainów musiała wykupić bilety na rejs transatlantykiem i przez jakieś dwa tygodnie inhalować pachnidłem milionerów, żeby się do niego przyzwyczaili.
 Zasada upowszechniona przed laty przez bohatera filmu zdeterminowała dzisiaj filozofię tworzenia perfum. Podoba się nam to, co już kiedyś wąchaliśmy. Perfumiarze szukają więc uniwersalnych wspomnień, które wprawiają miłośników pachnideł w dobry nastrój. Olejek do opalania na plaży? Jest. Słodycze? Obecne. Wódka i inne trunki? Nawet w wodach dla młodych dziewczyn. Smakowite owoce? Grożą już niestrawnością (Wszyscy chcą”frutti” – żali się słynny kreator zapachów Alberto Morillas).
Trzeba poczekać, aż producenci perfum wpadną, że bardzo pociągające są wspomnienia starych perfum z bergamotą, kwiatem pomarańczy, jaśminem, różą i cierpkim mchem.
Okaże się wtedy, że wszystko jest modne i bez narażania się na oskarżenia, że nie jesteśmy "trendy", będzie można pachnieć bardziej romantycznie i zmysłowo niż roztaczając wokół woń setki czystej z lodem, sałatki owocowej, czy herbaty z cytryną. 
 

wtorek, 17 lipca 2012

Duch czasów

Cudownie jest żyć w nieciekawych czasach. Ich duch niewątpliwie pachnie jak perfumy Niny Ricci L’Air du Temps (fr. duch czasów) – optymistycznie, lekko i kwiatowo, delikatnie kobieco i trochę kokieteryjnie. Pachnidło idealne dla ludzi, których największym problemem są podboje miłosne i rany zadane przez strzały Amora. Nic więc dziwnego, że niedługo po swojej premierze w roku 1948 zyskało ogromną popularność. Świat pragnął zapomnieć o zapachach niedawnej wojny – woni prochu, palonych ciał i wszechobecnego strachu.
Zwycięstwo perfum Niny Ricci okazało się jednak pozorne. Pół wieku później w krajach czerpiących z tradycji cywilizacji śródziemnomorskiej znów zaczęły dominować okrutne aromaty płonącego paliwa, topiącego się plastiku i gipsowo-cementowego, duszącego pyłu unoszącego się nad powalonymi wieżowcami. Czy w tym straszliwym bukiecie zapachów jest miejsce na jaśmin, gardenię czy różę? A może właśnie na przekór złym ludziom nie należy dzisiaj zapominać o perfumach L’Air du Temps? To przecież z powodu emanującej z nich pozytywnej energii Thomas Harris, uczynił je ulubionym pachnidłem słynnej agentki Starling z „Milczenia owiec”, która ścigała i zabijała potwory.

(tekst z Przekroju)


czwartek, 12 lipca 2012

Kraków



Kraków zawsze egzystował na granicy rzeczywistości i mitu. Jest jedną z niezwykłych, magicznych przestrzeni, które przyciągają i rozbudzają emocje. Jej niesamowitość szczególnie można docenić, kiedy nie przebywa się w niej na co dzień, kiedy  ulega przemianie  w porzuconą Arkadię i odradza się we wspomnieniach.
Taki Kraków pachnie winem, którym delektowali się klienci Baryłeczki, prowadząc poważne dysputy na temat sztuki, śmierci i miłości. Grillowanymi kiełbaskami na parkingu przy Grzegórzeckiej, gdzie w nocy można było spotkać znanych krakowian i karmelem, którego aromat otaczał położoną niegdyś w centrum fabrykę słodyczy Wawel.  Przyciąga  magnetyczną wonią kawy podawanej w Pożegnaniu z Afryką i pasty do podłóg, którą pielęgnowano parkiety w gmachach użyteczności publicznej, aromatem  nugatu od Michalskich i mistycznym zapachem atramentu w małym zakładzie naprawy piór przy Szpitalnej. Nie brak w nim  pączków z konfiturą z róży podawanych w małej kawiarence przy Starowiślnej i, oczywiście,  wypełniającego kawiarnie i puby w piwnicach  dymu z papierosów,  który w jakiś nieogarniony dla rozsądku sposób przemieniał pijalnie piwa w świątynie intelektu.
Tamten mityczny Kraków miał nawet swoje perfumy firmowane przez Krakowski Gabinet Doboru Zapachu Heleny Piwowarskiej „Avenir”. Pachniały tabaką, dymem cygar, świeżo zaparzoną kawą i wanilią. Uroku dodawały kompozycji  nuty kwiatowe. Nie mogło być inaczej. W tamtym Krakowie iść na randkę bez choćby róży minaturki? Nie do pomyślenia. 


niedziela, 8 lipca 2012

Blondynka



Jeszcze do niedawna wielu perfumiarzy wierzyło, że perfumy trzeba dobierać do koloru włosów. Jean Patou stworzył nawet trzy specjalne zapachy - zmysłowy Amour Amour miał być idealny dla brunetek, pikantny Adieu Sagesse dla rudowłosych i lekki, świeży Que sais je dla blondynek. Kobieta o jasnych włosach miała więc pachnąć trzpiotowato, słodziutko i bezproblemowo. Zapewne istnieją blondynki, które cały dzień chodzą z komórka przy uchu, po to, żeby ich szara komórka nie czuła się samotna, i do których takie pachnidło pasowałoby idealnie. Cóż jednak zrobić z Sharon Stone o stalowym spojrzeniu, której inteligencja onieśmiela największych machos, czy z Daryl Hannah potrafiącą dotkliwie pobić złodzieja torebek, nie mówiąc o Kim Bassinger, w oskarowej roli bardziej tajemniczej nawet od Xeny - wojowniczej księżniczki?
Kilkanaście lat temu wziął blondynki w obronę Gianni Versace kreując perfumy Versace’s Blonde (blondynka Versace), które zaskakują słoneczną i radosną, lecz jednocześnie nieodgadnioną, silną, zmysłową i nawet trochę drapieżną wonią tuberozy. Niestety, złośliwi mizoginiści twierdzą, że ten wyrafinowany, wieloznaczny i wywołujący dreszczyk niepokoju zapach powstał z myślą o blondynce farbowanej.

(tekst z Przekroju)



piątek, 6 lipca 2012


Jak pachnie
Finał wielkiego szlema Radwańskiej

Uwielbiam tenis. Szczególnie, kiedy nie jest mechanicznym bombardowaniem kortu, lecz finezyjną rozgrywką, w której zawodnicy nagle zmieniają tempo, siłę uderzenia, rotację piłki. Tenis niewątpliwie ma swój zapach, lecz wcale nie jest on jednorodny i stały. Jest wypadkową osobowości zawodników, ich stylu, siły. Czasem można go porównać do prostych pachnideł fitness, w których dominują wodne owce. Kiedy indziej do ciężkich woni żywicznych, w których nie ma śladu kobiecości. Innym razem znów pojawiają się wonie bardziej intrygujące, które nie pozwalają na tworzenie łatwych definicji.
I właśnie te ostanie zapachy coraz częściej dominują, kiedy gra Agnieszka Radwańska. Jej gra w ostatnim czasie pachnie delikatnym, inteligentnym akordem szyprowym, w którym cierpkość łączy się z euforycznym kwiatowym odurzeniem. Odrobiną różanego mistycyzmu i mlecznej frywolności. Całość uzupełnia, jakżeby inaczej, skórzana woń torebek od Louisa Vuitton. Niewątpliwie, ostatnio tenis Radwańskiej pachnie jak Skin Trussardiego.
W finale ten zapach skonfrontuje się z dominującym, przytłaczającym i bezkompromisowym amerykańskim akordem odurzających białych kwiatów. Zobaczymy, które z tych pachnideł będzie w tym dniu pachnieć  bardziej pociągająco... 


niedziela, 1 lipca 2012

Ciemna strona mocy



W filmie Georga Lukasa Gwiezdne wojny w chwilach, kiedy bohaterowie cięli laserowymi mieczami wszystko wokoło, emanowała najprawdopodobniej zapachem przypominającym woń unoszącą się nad spawanym metalem. W wierszach poetów barokowych pachniała zgnilizną i rozkładającym się ciałem, a w Dr Jeckyllu i Mr Hyde R.L. Stevensona najczęściej chyba kojarzona jest ze skwaśniałą wonią na wpół przetrawionego alkoholu. Ciemna strona mocy określana jest jednak jako niezmiernie atrakcyjna i kusząca, jej zapach w rzeczywistości musi być więc przyjemny i pociągający. Pachnie zapewne zmysłowo ciepłą skórą, dobrym tytoniem i szlachetnym koniakiem, roztacza wokół siebie wonie słodkie, waniliowo-czekoladowe i narkotyczno-odurzające, jak np. aromat siana.
Ciemna strona mocy ma już nawet swoje perfumy. W roku 1999 dom mody Hugo Boss wprowadził na rynek zapach Hugo Dark Blue. W tym mrocznym (dark) pachnidle łączą się pikantne nuty przypraw korzennych z upajającymi woniami egzotycznych żywic i tajemniczych drzew, tworząc kompozycję demonicznie wibrującą, ciepłą i przyciągającą, która dobrze pasuje do oświetlonych mdłym światłem zakamarków nocnych klubów i gęstej atmosfery pubów w piwnicach. Jej „nocny” charakter podkreśla flakon, który ma kształt... szejkera. Ciemna strona mocy lubi oszukiwać, dlatego też każdy, kto prosto z imprezy udaje się do pracy może zakamuflować swój wizerunek Mrocznego Widma zwykłym Hugo z roku 1995, którego cytrusowe oraz świeże i pobudzające nuty zielonego jabłka i mięty zwiodą każdego szefa, choćby był czujny niczym rycerz Yedi. 

(tekst z Przekroju)

wtorek, 26 czerwca 2012

Wyrachowane szaleństwo Lady Gagi




W plotkarskich mediach nowa sensacja – perfumy Lady Gagi mają pachnieć spermą i krwią. Mało tego, amerykańska piosenkarka mówiła, ze jej pachnidło pachnie jak ekskluzywna dziwka. I... po raz kolejny udało się tanim kosztem przebić do mediów ze swoim produktem. Osiągnie też swój cel – ogromna rzesza klientów będzie chciała sprawdzić co takiego niezwykłego kryje się we flakoniku sygnowanym przez Gagę, a to już jest ogromny krok w stronę sukcesu marketingowego i zarobienia kolejnych milionów.
Tymczasem pomysł wcale nie jest nowy. Można kupić perfumy pachnące krwią, spermą, potem i śliną o nazwie Sécrétions Magnifiques niszowej firmy Etat Libre d'Orange, a osoby wietrzące sensację po powąchaniu blotera mogą się rozczarować. Odtworzone w laboratorium molekuły substancji zapachowych pochodzących z ludzkiego ciała nie dominują w perfumach i ich oddziaływanie (poza oczywiście sugestią marketingową) sprowadzi się do impulsu dla naszej podświadomości (jeśli w ogóle).
Nowe perfumy Gagi pachną morelą, miodem, szafranem, orchideą, jaśminem, kadzidłem i sokiem z wilczych jagód. Spodobają się miłośniczkom zapachów kremowo-słodkich. Czarny flakon, który ma chyba sugerować jakieś mroczne namiętności, usprawiedliwia  tylko aluzja do trujących właściwości wilczej jagody.
Lady Gagę stać na więcej. Dzisiaj można zamknąć gwiazdę w szklanej kuli i zidentyfikować cząsteczki zapachowe, które wydziela jej ciało, a potem je odtworzyć. Każdy mógłby pachnieć jak Gaga o poranku, po południu i po imprezie. Maroon 5 mógłby wylansować kolejny fajny kawałek „Smell like Gaga”. I to byłoby w tym wszystkim najlepsze.


poniedziałek, 25 czerwca 2012

Jak pachnie
Wielkie miasto


Duże miasta zawsze pachniały kontrowersyjnie. Najpierw przytłaczały ˙aromatem gnijących pod murami odpadków i otwartych kanałów ściekowych, potem dusiły iście piekielnymi ˙woniami wydobywających się z fabrycznych kominów siarkowodorów i innych toksycznych dymów, by na koniec pogrążyć się w zapachach spalin, rozgrzanego asfaltu czy ˙palonych pokątnie w piecach starych kamienic plastikowych butelek. Zapachowe przeżycia są wspólne dla mieszkańców wszystkich wielkich aglomeracji, niezależnie od kraju, klimatu czy kontynentu, choć są miasta, które umożliwiają doznanie wyjątkowo silnych wrażeń węchowych, jak np. Nowy Jork, Kair czy Meksyk.
Zapachy bliskie milionom dobrze zarabiających ludzi wcześniej czy później stają się inspiracją dla perfumiarzy. Znana z produkcji ekskluzywnej biżuterii firma Bulgari stworzyła przed dwoma laty perfumy, które oprócz tradycyjnych nut drzewnych czy żywicznych i oryginalnego aromatu czarnej herbaty, wypełnia woń spalonej gumy i smogu. To niezwykłe pachnidło, którego flakon budzi skojarzenia z kołem samochodu, może być używane zarówno przez kobiety, jak i mężczyzn, przede wszystkim przez osoby uzależnione od powietrza wielkiej metropolii i spędzające jedną dziesiątą życia w korkach. Cóż, skoro kupuje się perfumy, bo ich zapach przywołuje wspomnienia urlopu we Włoszech albo wyprawy do egzotycznych krajów, czemu nie wchodzić w posiadane perfum z tęsknoty za... ulubionym skrzyżowaniem.



sobota, 23 czerwca 2012


Jak pachnie
Tato

W świecie perfum znajdziemy dość dużo perfum, które miały być „zapachowym pomnikiem” matek. Najsłynniejsze z nich to na przykład Angel Thierry Muglera czy Nina Niny Ricci. Twórcy perfum sprawiali również przyjemność żonom i kochankom. Tu na pierwszy plan wysuwa się choćby Jicky Guerlaina. Specjalne perfumy dla swojej żony stworzył także najwybitniejszy chyba kreator perfum Edmond Roudnitska. Oczywiście nie był to zapach przeznaczony do sprzedaży.
Dużo gorzej przedstawiają się w perfumiastwie „męskie” inspiracje. Nieoficjalnie można co prawda usłyszeć, że ten, czy ów zapach dedykowany jest kochankowi, jednak to dość rzadkie zjawisko, uważane zapewne przez specjalistów od marketingu za zbyt kontrowersyjne. Perfumy dla mężczyzn inspirują wiec przede wszystkim „wirtualni” bohaterowie jak Aramis, Anteusz, czy Aquman.
Czy to oznacza, że to jak pachną nasi ojcowie jest nam obojętne? Z pewnością nie. Już ponad osiemdziesiąt lat temu Alfred Dunchill zaobserwował, że perfumy taty mają ogromny wpływ na nasz gust zapachowy i synowie najchętniej wybierają pachnidła podobne do tych, jakich używał ich ojciec. Rozwijając te teorię można powiedzieć, że kobiety zawsze będą łaskawszym okiem patrzyć na tych mężczyzn, którzy pachną podobnie do ich ukochanego tatusia. Z pewnością wielu osobom serce zabije mocniej, kiedy poczują zapach popularnych przed laty: Old Spice'a, Warsa czy nawet Płynu ogórkowego

piątek, 22 czerwca 2012


Jak pachnie
Dusiciel

Istnieją słowa, które z perfumami złączone są nierozerwalnie. Należy do nich francuskie określenie „magique” i tłumaczone na różne języki wyrazy: „kobiecość” „męskość” i „zmysłowość”. Nie przez każdego jednak pachnidła postrzegane są pozytywnie. Wtedy obok nich pojawia się złowrogie słowo: „dusiciel”. Choć może się nim stać każda woda zapachowa, to najbardziej podduszające właściwości mają kompozycje z silnym akordem białych kwiatów, których zapach może budzić skojarzenia z upalnym, bezwietrznym popołudniem, kiedy wydaje się, że w powietrzu nie został nawet atom tlenu. Niewiele ustępują im intensywne wonie pudrowo-waniliowe, dzięki którym można lepiej zrozumieć trud górników fedrujących w obłoku pyłu węglowego.
Niektórzy perfumiarze nie boją się skojarzeń z dusicielem. Firma Trussardi wprowadziła przed laty na rynek pachnidło Phyton, nawiązujące nazwą i motywem wężowej skórki na kartoniku do słynnego węża. Kompozycja należy do niezbyt duszącej rodziny perfum wodnych, a z pytonem łączą ją jedynie zapachy charakterystyczne dla środowiska naturalnego tego gada – wilgotnej ziemi, egzotycznych drzew i owoców oraz zielonych liści. Jej użytkownik może jednak stracić oddech, kiedy zobaczy rachunek za pożądane dodatki do pachnidła – buty i portfel z wężowej skórki.

(tekst z Przekroju)

środa, 20 czerwca 2012

Euro 2012


Złośliwi z pewnością stwierdzą, że pachnie piwem, które obficie leje się do kufli w licznych strefach kibica i przed telewizorami. Dla sztabu szkoleniowego siedzącego na ławce przy boisku roztacza woń przelanego potu zawodników. Natomiast widzom przed telewizorami, którzy cały czas mają przed oczami zielone, porośnięte trawą boisko, podświadomość zapewne przywodzi na myśl zapach świeżo skoszonego trawnika.
Czy jednak rzeczywiście do miana pachnidła mistrzostw mogą pretendować perfumy „zielone”, w których dominują nuty roślinne? Mistrzostw w piłce nożnej nie organizuje się, po to, aby posiedzieć na łonie natury i podziwiać kształty liści i smukłość łodyg. Pragniemy zobaczyć jak współcześni wojownicy walczą na arenie nie żałując swoich kości i płuc. Chcemy podziwiać bohaterów, którzy są w stanie zawładnąć naszą wyobraźnią i wywoływać okrzyki zachwytu, zafascynować się ich siłą i wizjonerstwem.
W takim wypadku zapach mistrzostw musi należeć do rodziny fougere, w której moc i dominacja (drażniące nuty cierpkie) łączy się z narkotycznymi, upajającymi aromatami lawendy i siana (kumaryny) i paczuli. Jak w każdej rodzinie są w niej zapachy, które różnią się charakterem jak stworzony przez Gerarda Anthony'ego Azzaro Pour Homme z 1977 roku, w którym kontrasty zarysowano niezwykle subtelnie i siła wypływająca z tego pachnidła kojarzy się raczej z wyrafinowaną inteligencją niż potęgą mięśni. Nalezą też do niej zapachy, w których dominacja i bezkompromisowość wprost onieśmiela jak Drakkar Noir Guy Laroche z roku 1981 i są też zapachy, które hedonistyczne wonie orientalne mają łączyć z męskością i siłą fougere jak „Le Male” Gaultiera. Zapach mistrzostw nie jest więc prosty do określenia. Kiedy patrzy się na Iniestę wokół zaczyna pachnieć subtelnie i intelektualnie, widok parcia do przodu Rooneya przenosi na pokład czarnego drakkaru wikingów, a Ronaldo wprost rozsiewa wokół siebie woń wschodnich balsamów i cierpkich (szczególnie dla ośmieszanych obrońców) aromatów.
W rodzinę zapachów Euro 2012 doskonale wpisują się polscy piłkarze, trener i działacze. Emanuje od nich narkotyczny, wizjonerski i oszałamiający zapach siana. Oczywiście „siano” to wyraz wieloznaczny i nie zawsze należy traktować go dosłownie. 



wtorek, 19 czerwca 2012

Bieszczadzka wolność




Pozornie wydawałoby się, że wolność pachnie jak świeży podmuch wiatru i pióra szybującego w przestworzach orła, którego cień widziała jedna z gwiazd polskiego popu. Wystarczy jednak pojechać w Bieszczady i spotkać uciekinierów ze świata sfrustrowanych szefów, sukcesu za wszelką cenę i nieudanych związków, by przekonać się, że wolność w rzeczywistości ma aromat taniego tytoniu, suchego i mroźnego powietrza w zimie, ziół i błota w lecie, lecz przede wszystkim dymu unoszącego się nad prymitywnymi piecami, w których drewno przemienia się w węgiel drzewny, bo to właśnie on i kupujący go grillomaniacy są źródłem skromnej, bieszczadzkiej niezależności.
Co dziwne, zapachy przypominające aromaty unoszące się nad połoninami można odszukać w... luksusowych perfumach. Woń żarzącego się drewna jest wiodącą nutą Eau Parfumée firmy Bulgari, a w Déclaration Cartiera nie tylko można wyczuć dym, lecz także zapach jałowca, świeżo ściętego drewna, wilgotnego mchu i mokrej ziemi. Do tego nazwa na skutek ekspansji amerykańskiej kultury nieodparcie kojarząca się z niepodległością. Prawdziwe pachnidło-manifest w czasach absolutnych rządów gospodarki rynkowej, która właśnie zaczęła układy z widmem recesji. 

(test z Przekroju)