W tym roku przerwę na nic nie robienie
(teoretycznie) wspominam wyjątkowo ciepło. Przede wszystkim
ze względu na upały panujące w lipcu. I tu pojawia się ciekawe
zagadnienie: perfumy a wysoka temperatura.
Moje wakacyjne obserwacje wskazują
jednoznacznie, że dobór perfum w upalne lato nie jest łatwy.
Pozornie wydaje się, że najlepiej
powinny w tym czasie pachną perfumy tzw. wodne.
Bardzo często jednak zbyt szybko traciły swoje właściwości, stając się niemal „lepkie”. Moim zdaniem zdecydowanie lepiej radziły sobie z wysoką temperaturą klasyczne pachnidła cytrusowe, które odważniej stawiały czoła intensywnym zapachom wydzielin skóry.
Bardzo często jednak zbyt szybko traciły swoje właściwości, stając się niemal „lepkie”. Moim zdaniem zdecydowanie lepiej radziły sobie z wysoką temperaturą klasyczne pachnidła cytrusowe, które odważniej stawiały czoła intensywnym zapachom wydzielin skóry.
Główną nagrodę
wręczyłabym jednak zapachom silnie aldehydowym. Mam tu na myśli
klasyczne perfumy sprzed lat jak No 5 czy White Linen Estee Lauder.
Nawet w bardzo niekorzystnych warunkach nie robiły wrażenia
dezodorantu, lecz pozostawały perfumami. Nie przytłaczały, nie
wywoływały wrażenie „duszenia”. Pomimo żaru lejącego się z
nieba zachowywały naturalną elegancję i emanowały energią.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz