(z Przekroju)
sobota, 29 września 2012
Wiejska Arkadia
Dawno, a może wcale nie tak dawno temu, wieś
wcale nie pachniała betonem, iglakami i sobotnim koszeniem
trawników, podczas którego świeża, określana przez perfumiarzy
jako „zielona” woń ścinanej trawy miesza się ze spalinami
wydobywającymi się z silników kosiarek. Cement był wówczas
reglamentowany, świerki rosły w lasach, tuje na cmentarzach, a
trawę kosiło się ekologicznie kosą raz na dwa miesiące. Domy
były wówczas w większości drewniane i pachniały zmywaną na
mokro podłogą z nielakierowanych desek, a nad ogródkami
usytuowanymi tuż pod oknami unosił się odurzający zapach piwonii,
bzu, jaśminu czy dzikiej róży, z której płatków robiło
się aromatyczne konfitury. Za stodołą w sadzie
niepodzielnie panowała intensywna, słodko-drożdżowa woń
psujących się jabłek, gruszek i śliwek, spadających z wysokich,
zachęcających do wspinaczki drzew, wprost w gąszcz pokrzyw i
łopianów. Tak pachnącą wieś można odnaleźć w pamiętnikach
zmuszonych do opuszczenia swoich majątków właścicieli ziemskich
i.. wspomnieniach obecnych czterdziesto i pięćdziesięciolatków, którym
w dzieciństwie dane było spędzać wakacje u mieszkającej z dala
od zgiełku miast babci.
Tę zapachową Arkadię można też znaleźć w perfumach firmy
Sisley Eau de Campagne, z których
emanuje ziołowa woń łopianów, pokrzyw i liści pomidora, trochę
cierpki i pobudzający zapach mchu oraz nieco tajemniczy aromat
wilgotnej ziemi przez który nieśmiało przebija się dyskretna nuta
konwalii, jaśminu i słodkiej śliwki. Brakuje tylko babci podającej
kromkę chleba z masłem posypanym cukrem.
(z Przekroju)
(z Przekroju)
poniedziałek, 24 września 2012
Sukces marketingowy
Świat
zamarł zszokowany wiadomością – perfumy lady Gagi sprzedają się
prawie tak samo jak No5
Chanel. 6 milionów flakoników na tydzień. Lady Gaga jest zbyt
skromna. To prawdziwy rekord wszech czasów. Przy sprzedaży choćby
takich pachnideł jak L'Air du Temps, którego producenci chwalili
się, że sprzedawali flakonik co cztery sekundy i miał być to
rekord tempa sprzedaży pachnideł, co daje mizerny wynik niewiele
ponad 150 tysięcy na tydzień, to po prostu przepaść. Nawet Być
Może... , popularny zapach w małym flakoniku, który w swojej
historii miał okres, że sprzedała się co 2,6 sekundy to przy Fame
zapach niszowy.
Niestety,
marketingowcy przegięli wymieniając jednym tchem Fame obok No5.
Perfumy Chanel nie
tylko były nowatorskie pod względem kompozycji zapachowej – ich
osobowość korespondowała z przemianami społecznymi I połowy XX
wieku, kiedy kobiety zaczynały wychodzić z cienia mężczyzn, mogły
pokazywać światu, że są samodzielne, inteligentne, niezależne,
silne.
Warto
więc zapytać, jaką wiedzę o kobiecie przekazuje światu Fame? W
przeciwieństwie do strojów Gagi nie ma w pachnidle nic
obrazoburczego. Jest banalne i grzeczne, schematyczne i sztampowe.
Nie jest odkrywcze w formie (może poza czarnym kolorem), nie zawiera
żadnej intrygującej treści. Jest typowym zapachem, który ma się
masowo sprzedać, a nie być manifestem nowego stylu życia jak
choćby kiedyś exclamation!, Aromatics Elixir czy Cool Water. No
5 to zupełnie inna liga. Nawet zapach producenta butów Jimmy
Choo przy Fame wydaje się rewolucyjny i pełen ikry. Za to
marketing Lady Gagi i polityka cenowa pierwsza klasa.
niedziela, 16 września 2012
Wspomnienie
Najbardziej
kultowym zdaniem z filmu Rejs, jest słynna wypowiedź inżyniera
Mamonia, że jemu najbardziej podobają się te melodie, które już
słyszał. Często interpretuje się to zdanie jako przejaw
wstecznictwa, braku szerokich horyzontów, otwartości na świat.
Taka złota myśl ćwierćinteligenta, który boi się złamać
schemat. Tymczasem Mamoń miał rację. Nowatorstwo, eksperymenty nigdy nie miały łatwo. W świecie perfuma na przykład, żeby wylansować słabo sprzedającego się wówczas, oryginalnego Shalimara, rodzina Guerlainów musiała wykupić bilety na rejs transatlantykiem i przez jakieś dwa tygodnie inhalować pachnidłem milionerów, żeby się do niego przyzwyczaili.
Zasada upowszechniona przed laty przez bohatera filmu zdeterminowała
dzisiaj filozofię tworzenia perfum. Podoba się nam to, co już
kiedyś wąchaliśmy. Perfumiarze szukają więc uniwersalnych
wspomnień, które wprawiają miłośników pachnideł w dobry
nastrój. Olejek do opalania na plaży? Jest. Słodycze? Obecne.
Wódka i inne trunki? Nawet w wodach dla młodych dziewczyn.
Smakowite owoce? Grożą już niestrawnością (Wszyscy
chcą”frutti” – żali się słynny kreator zapachów
Alberto Morillas).
Trzeba
poczekać, aż producenci perfum wpadną, że bardzo pociągające są
wspomnienia starych perfum z bergamotą, kwiatem pomarańczy,
jaśminem, różą i cierpkim mchem.
Okaże
się wtedy, że wszystko jest modne i bez narażania się na oskarżenia,
że nie jesteśmy "trendy", będzie można pachnieć bardziej
romantycznie i zmysłowo niż roztaczając wokół woń setki
czystej z lodem, sałatki owocowej, czy herbaty z cytryną.
wtorek, 17 lipca 2012
Duch czasów
Cudownie
jest żyć w nieciekawych czasach. Ich duch niewątpliwie pachnie jak
perfumy Niny Ricci L’Air du Temps (fr. duch czasów) –
optymistycznie, lekko i kwiatowo, delikatnie kobieco i trochę
kokieteryjnie. Pachnidło idealne dla ludzi, których największym
problemem są podboje miłosne i rany zadane przez strzały Amora.
Nic więc dziwnego, że niedługo po swojej premierze w roku 1948
zyskało ogromną popularność. Świat pragnął zapomnieć o
zapachach niedawnej wojny – woni prochu, palonych ciał i
wszechobecnego strachu.
Zwycięstwo perfum Niny
Ricci okazało się jednak pozorne. Pół wieku później w krajach
czerpiących z tradycji cywilizacji śródziemnomorskiej znów
zaczęły dominować okrutne aromaty płonącego paliwa, topiącego
się plastiku i gipsowo-cementowego, duszącego pyłu unoszącego się
nad powalonymi wieżowcami. Czy w tym straszliwym bukiecie zapachów
jest miejsce na jaśmin, gardenię czy różę? A może właśnie na
przekór złym ludziom nie należy dzisiaj zapominać o perfumach
L’Air du Temps? To przecież z powodu emanującej z nich pozytywnej
energii Thomas Harris, uczynił je ulubionym pachnidłem słynnej
agentki Starling z „Milczenia owiec”, która ścigała i zabijała
potwory.
(tekst z Przekroju)
czwartek, 12 lipca 2012
Kraków
Kraków zawsze egzystował na granicy
rzeczywistości i mitu. Jest jedną z niezwykłych, magicznych
przestrzeni, które przyciągają i rozbudzają emocje. Jej
niesamowitość szczególnie można docenić, kiedy nie przebywa się w
niej na co dzień, kiedy ulega przemianie w porzuconą Arkadię i
odradza się we wspomnieniach.
Taki Kraków pachnie winem, którym
delektowali się klienci Baryłeczki, prowadząc poważne dysputy na
temat sztuki, śmierci i miłości. Grillowanymi kiełbaskami na
parkingu przy Grzegórzeckiej, gdzie w nocy można było
spotkać znanych krakowian i karmelem, którego aromat otaczał
położoną niegdyś w centrum fabrykę słodyczy Wawel. Przyciąga
magnetyczną wonią kawy podawanej w Pożegnaniu z Afryką i pasty do
podłóg, którą pielęgnowano parkiety w gmachach użyteczności
publicznej, aromatem nugatu od Michalskich i mistycznym zapachem atramentu w
małym zakładzie naprawy piór przy Szpitalnej. Nie brak w nim pączków z
konfiturą z róży podawanych w małej kawiarence przy Starowiślnej
i, oczywiście, wypełniającego kawiarnie i
puby w piwnicach dymu z papierosów, który w jakiś nieogarniony dla rozsądku sposób
przemieniał pijalnie piwa w świątynie intelektu.
Tamten mityczny Kraków miał nawet
swoje perfumy firmowane przez Krakowski Gabinet Doboru Zapachu
Heleny Piwowarskiej „Avenir”. Pachniały tabaką, dymem cygar,
świeżo zaparzoną kawą i wanilią. Uroku dodawały kompozycji nuty
kwiatowe. Nie mogło być inaczej. W tamtym Krakowie iść na randkę
bez choćby róży minaturki? Nie do pomyślenia.
niedziela, 8 lipca 2012
Blondynka
Jeszcze do niedawna wielu perfumiarzy wierzyło, że perfumy trzeba dobierać do koloru włosów. Jean Patou stworzył nawet trzy specjalne zapachy - zmysłowy Amour Amour miał być idealny dla brunetek, pikantny Adieu Sagesse dla rudowłosych i lekki, świeży Que sais je dla blondynek. Kobieta o jasnych włosach miała więc pachnąć trzpiotowato, słodziutko i bezproblemowo. Zapewne istnieją blondynki, które cały dzień chodzą z komórka przy uchu, po to, żeby ich szara komórka nie czuła się samotna, i do których takie pachnidło pasowałoby idealnie. Cóż jednak zrobić z Sharon Stone o stalowym spojrzeniu, której inteligencja onieśmiela największych machos, czy z Daryl Hannah potrafiącą dotkliwie pobić złodzieja torebek, nie mówiąc o Kim Bassinger, w oskarowej roli bardziej tajemniczej nawet od Xeny - wojowniczej księżniczki?
Kilkanaście lat temu wziął blondynki w obronę Gianni Versace kreując perfumy Versace’s Blonde (blondynka Versace), które zaskakują słoneczną i radosną, lecz jednocześnie nieodgadnioną, silną, zmysłową i nawet trochę drapieżną wonią tuberozy. Niestety, złośliwi mizoginiści twierdzą, że ten wyrafinowany, wieloznaczny i wywołujący dreszczyk niepokoju zapach powstał z myślą o blondynce farbowanej.
(tekst z Przekroju)
piątek, 6 lipca 2012
Jak pachnie
Finał wielkiego szlema Radwańskiej
Uwielbiam tenis. Szczególnie, kiedy
nie jest mechanicznym bombardowaniem kortu, lecz finezyjną
rozgrywką, w której zawodnicy nagle zmieniają tempo, siłę
uderzenia, rotację piłki. Tenis niewątpliwie ma swój zapach, lecz
wcale nie jest on jednorodny i stały. Jest wypadkową osobowości
zawodników, ich stylu, siły. Czasem można go porównać do
prostych pachnideł fitness, w których dominują wodne owce. Kiedy
indziej do ciężkich woni żywicznych, w których nie ma śladu
kobiecości. Innym razem znów pojawiają się wonie bardziej
intrygujące, które nie pozwalają na tworzenie łatwych definicji.
I właśnie te ostanie zapachy coraz
częściej dominują, kiedy gra Agnieszka Radwańska. Jej gra w
ostatnim czasie pachnie delikatnym, inteligentnym akordem szyprowym,
w którym cierpkość łączy się z euforycznym kwiatowym
odurzeniem. Odrobiną różanego mistycyzmu i mlecznej frywolności.
Całość uzupełnia, jakżeby inaczej, skórzana woń torebek od
Louisa Vuitton. Niewątpliwie, ostatnio tenis Radwańskiej pachnie jak
Skin Trussardiego.
W finale ten zapach skonfrontuje się z
dominującym, przytłaczającym i bezkompromisowym amerykańskim
akordem odurzających białych kwiatów. Zobaczymy, które z tych
pachnideł będzie w tym dniu pachnieć bardziej pociągająco...
niedziela, 1 lipca 2012
Ciemna strona mocy
W
filmie Georga Lukasa Gwiezdne wojny w chwilach, kiedy bohaterowie
cięli laserowymi mieczami wszystko wokoło, emanowała
najprawdopodobniej zapachem przypominającym woń unoszącą się nad
spawanym metalem. W wierszach poetów barokowych pachniała zgnilizną
i rozkładającym się ciałem, a w Dr Jeckyllu i Mr Hyde R.L.
Stevensona najczęściej chyba kojarzona jest ze skwaśniałą wonią
na wpół przetrawionego alkoholu. Ciemna strona mocy określana jest
jednak jako niezmiernie atrakcyjna i kusząca, jej zapach w
rzeczywistości musi być więc przyjemny i pociągający. Pachnie
zapewne zmysłowo ciepłą skórą, dobrym tytoniem i szlachetnym
koniakiem, roztacza wokół siebie wonie słodkie,
waniliowo-czekoladowe i narkotyczno-odurzające, jak np. aromat
siana.
Ciemna strona mocy ma już
nawet swoje perfumy. W roku 1999 dom mody Hugo Boss wprowadził na
rynek zapach Hugo Dark Blue. W tym mrocznym (dark) pachnidle łączą
się pikantne nuty przypraw korzennych z upajającymi woniami
egzotycznych żywic i tajemniczych drzew, tworząc kompozycję
demonicznie wibrującą, ciepłą i przyciągającą, która dobrze
pasuje do oświetlonych mdłym światłem zakamarków nocnych klubów
i gęstej atmosfery pubów w piwnicach. Jej „nocny” charakter
podkreśla flakon, który ma kształt... szejkera. Ciemna strona mocy
lubi oszukiwać, dlatego też każdy, kto prosto z imprezy udaje się
do pracy może zakamuflować swój wizerunek Mrocznego Widma zwykłym
Hugo z roku 1995, którego cytrusowe oraz świeże i pobudzające
nuty zielonego jabłka i mięty zwiodą każdego szefa, choćby był
czujny niczym rycerz Yedi.
(tekst z Przekroju)
wtorek, 26 czerwca 2012
Wyrachowane szaleństwo Lady Gagi
W plotkarskich mediach
nowa sensacja – perfumy Lady Gagi mają pachnieć spermą i krwią.
Mało tego, amerykańska piosenkarka mówiła, ze jej pachnidło
pachnie jak ekskluzywna dziwka. I... po raz kolejny udało się tanim
kosztem przebić do mediów ze swoim produktem. Osiągnie też swój
cel – ogromna rzesza klientów będzie chciała sprawdzić co
takiego niezwykłego kryje się we flakoniku sygnowanym przez Gagę,
a to już jest ogromny krok w stronę sukcesu marketingowego i
zarobienia kolejnych milionów.
Tymczasem pomysł wcale
nie jest nowy. Można kupić perfumy pachnące krwią, spermą, potem
i śliną o nazwie Sécrétions Magnifiques niszowej
firmy Etat Libre d'Orange, a osoby wietrzące sensację po powąchaniu
blotera mogą się rozczarować. Odtworzone w laboratorium molekuły
substancji zapachowych pochodzących z ludzkiego ciała nie dominują
w perfumach i ich oddziaływanie (poza oczywiście sugestią
marketingową) sprowadzi się do impulsu dla naszej podświadomości
(jeśli w ogóle).
Nowe perfumy Gagi pachną
morelą, miodem, szafranem, orchideą, jaśminem, kadzidłem i sokiem z wilczych
jagód. Spodobają się miłośniczkom zapachów kremowo-słodkich.
Czarny flakon, który ma chyba sugerować jakieś mroczne
namiętności, usprawiedliwia tylko aluzja do trujących
właściwości wilczej jagody.
Lady Gagę stać na
więcej. Dzisiaj można zamknąć gwiazdę w szklanej kuli i
zidentyfikować cząsteczki zapachowe, które wydziela jej ciało, a
potem je odtworzyć. Każdy mógłby pachnieć jak Gaga o poranku, po
południu i po imprezie. Maroon 5 mógłby wylansować kolejny
fajny kawałek „Smell like Gaga”. I to byłoby w tym wszystkim
najlepsze.
poniedziałek, 25 czerwca 2012
Jak pachnie
Wielkie miasto
Duże
miasta zawsze pachniały kontrowersyjnie. Najpierw przytłaczały
˙aromatem gnijących pod murami odpadków i otwartych kanałów
ściekowych, potem dusiły iście piekielnymi ˙woniami
wydobywających się z fabrycznych kominów siarkowodorów i innych
toksycznych dymów, by na koniec pogrążyć się w zapachach spalin,
rozgrzanego asfaltu czy ˙palonych pokątnie w piecach starych
kamienic plastikowych butelek. Zapachowe przeżycia są wspólne dla
mieszkańców wszystkich wielkich aglomeracji, niezależnie od kraju,
klimatu czy kontynentu, choć są miasta, które umożliwiają
doznanie wyjątkowo silnych wrażeń węchowych, jak np. Nowy Jork,
Kair czy Meksyk.
Zapachy
bliskie milionom dobrze zarabiających ludzi wcześniej czy później
stają się inspiracją dla perfumiarzy. Znana z produkcji
ekskluzywnej biżuterii firma Bulgari stworzyła przed dwoma laty
perfumy, które oprócz tradycyjnych nut drzewnych czy żywicznych i
oryginalnego aromatu czarnej herbaty, wypełnia woń spalonej gumy i
smogu. To niezwykłe pachnidło, którego flakon budzi skojarzenia z
kołem samochodu, może być używane zarówno przez kobiety, jak i
mężczyzn, przede wszystkim przez osoby uzależnione od powietrza
wielkiej metropolii i spędzające jedną dziesiątą życia w
korkach. Cóż, skoro kupuje się perfumy, bo ich zapach przywołuje
wspomnienia urlopu we Włoszech albo wyprawy do egzotycznych krajów,
czemu nie wchodzić w posiadane perfum z tęsknoty za... ulubionym
skrzyżowaniem.
sobota, 23 czerwca 2012
Jak pachnie
Tato
W świecie perfum
znajdziemy dość dużo perfum, które miały być „zapachowym
pomnikiem” matek. Najsłynniejsze z nich to na przykład Angel
Thierry Muglera czy Nina Niny Ricci. Twórcy perfum sprawiali również
przyjemność żonom i kochankom. Tu na pierwszy plan wysuwa się
choćby Jicky Guerlaina. Specjalne perfumy dla swojej żony stworzył
także najwybitniejszy chyba kreator perfum Edmond Roudnitska.
Oczywiście nie był to zapach przeznaczony do sprzedaży.
Dużo gorzej
przedstawiają się w perfumiastwie „męskie” inspiracje.
Nieoficjalnie można co prawda usłyszeć, że ten, czy ów zapach
dedykowany jest kochankowi, jednak to dość rzadkie zjawisko,
uważane zapewne przez specjalistów od marketingu za zbyt
kontrowersyjne. Perfumy dla mężczyzn inspirują wiec przede
wszystkim „wirtualni” bohaterowie jak Aramis, Anteusz, czy
Aquman.
Czy to oznacza, że to
jak pachną nasi ojcowie jest nam obojętne? Z pewnością nie. Już
ponad osiemdziesiąt lat temu Alfred Dunchill zaobserwował, że
perfumy taty mają ogromny wpływ na nasz gust zapachowy i synowie
najchętniej wybierają pachnidła podobne do tych, jakich używał
ich ojciec. Rozwijając te teorię można powiedzieć, że kobiety
zawsze będą łaskawszym okiem patrzyć na tych mężczyzn, którzy
pachną podobnie do ich ukochanego tatusia. Z pewnością wielu
osobom serce zabije mocniej, kiedy poczują zapach popularnych przed
laty: Old Spice'a, Warsa czy nawet Płynu ogórkowego.
piątek, 22 czerwca 2012
Jak
pachnie
Dusiciel
Istnieją słowa, które z perfumami złączone są nierozerwalnie.
Należy do nich francuskie określenie „magique” i tłumaczone na
różne języki wyrazy: „kobiecość” „męskość” i
„zmysłowość”. Nie przez każdego jednak pachnidła postrzegane
są pozytywnie. Wtedy obok nich pojawia się złowrogie słowo:
„dusiciel”. Choć może się nim stać każda woda zapachowa, to
najbardziej podduszające właściwości mają kompozycje z silnym
akordem białych kwiatów, których zapach może budzić skojarzenia
z upalnym, bezwietrznym popołudniem, kiedy wydaje się, że w
powietrzu nie został nawet atom tlenu. Niewiele ustępują im
intensywne wonie pudrowo-waniliowe, dzięki którym można lepiej zrozumieć
trud górników fedrujących w obłoku pyłu węglowego.
Niektórzy
perfumiarze nie boją się skojarzeń z dusicielem. Firma Trussardi
wprowadziła przed laty na rynek pachnidło Phyton, nawiązujące nazwą
i motywem wężowej skórki na kartoniku do słynnego węża. Kompozycja należy do niezbyt
duszącej rodziny perfum wodnych, a z pytonem łączą ją jedynie
zapachy charakterystyczne dla środowiska naturalnego tego gada –
wilgotnej ziemi, egzotycznych drzew i owoców oraz zielonych liści.
Jej użytkownik może jednak stracić oddech, kiedy zobaczy rachunek
za pożądane dodatki do pachnidła – buty i portfel z wężowej
skórki.
(tekst z Przekroju)
środa, 20 czerwca 2012
Euro 2012
Złośliwi
z pewnością stwierdzą, że pachnie piwem, które obficie leje się
do kufli w licznych strefach kibica i przed telewizorami. Dla sztabu
szkoleniowego siedzącego na ławce przy boisku roztacza woń
przelanego potu zawodników. Natomiast widzom przed telewizorami,
którzy cały czas mają przed oczami zielone, porośnięte trawą
boisko, podświadomość zapewne przywodzi na myśl zapach świeżo
skoszonego trawnika.
Czy
jednak rzeczywiście do miana pachnidła mistrzostw mogą pretendować
perfumy „zielone”, w których dominują nuty roślinne?
Mistrzostw w piłce nożnej nie organizuje się, po to, aby
posiedzieć na łonie natury i podziwiać kształty liści i
smukłość łodyg. Pragniemy zobaczyć jak współcześni wojownicy
walczą na arenie nie żałując swoich kości i płuc. Chcemy
podziwiać bohaterów, którzy są w stanie zawładnąć naszą
wyobraźnią i wywoływać okrzyki zachwytu, zafascynować się ich
siłą i wizjonerstwem.
W
takim wypadku zapach mistrzostw musi należeć do rodziny fougere, w
której moc i dominacja (drażniące nuty cierpkie) łączy się z
narkotycznymi, upajającymi aromatami lawendy i siana (kumaryny) i
paczuli. Jak w każdej rodzinie są w niej zapachy, które różnią
się charakterem jak stworzony przez Gerarda Anthony'ego Azzaro Pour
Homme z 1977 roku, w którym kontrasty zarysowano niezwykle subtelnie
i siła wypływająca z tego pachnidła kojarzy się raczej z
wyrafinowaną inteligencją niż potęgą mięśni. Nalezą też do
niej zapachy, w których dominacja i bezkompromisowość wprost
onieśmiela jak Drakkar Noir Guy Laroche z roku 1981 i są też
zapachy, które hedonistyczne wonie orientalne mają łączyć z
męskością i siłą fougere jak „Le Male” Gaultiera. Zapach
mistrzostw nie jest więc prosty do określenia. Kiedy patrzy się na
Iniestę wokół zaczyna pachnieć subtelnie i intelektualnie, widok
parcia do przodu Rooneya przenosi na pokład czarnego drakkaru
wikingów, a Ronaldo wprost rozsiewa wokół siebie woń wschodnich
balsamów i cierpkich (szczególnie dla ośmieszanych obrońców)
aromatów.
W
rodzinę zapachów Euro 2012 doskonale wpisują się polscy piłkarze,
trener i działacze. Emanuje od nich narkotyczny, wizjonerski i
oszałamiający zapach siana. Oczywiście „siano” to wyraz
wieloznaczny i nie zawsze należy traktować go dosłownie.
wtorek, 19 czerwca 2012
Bieszczadzka wolność
Pozornie wydawałoby się, że wolność pachnie jak świeży podmuch wiatru i pióra szybującego w przestworzach orła, którego cień widziała jedna z gwiazd polskiego popu. Wystarczy jednak pojechać w Bieszczady i spotkać uciekinierów ze świata sfrustrowanych szefów, sukcesu za wszelką cenę i nieudanych związków, by przekonać się, że wolność w rzeczywistości ma aromat taniego tytoniu, suchego i mroźnego powietrza w zimie, ziół i błota w lecie, lecz przede wszystkim dymu unoszącego się nad prymitywnymi piecami, w których drewno przemienia się w węgiel drzewny, bo to właśnie on i kupujący go grillomaniacy są źródłem skromnej, bieszczadzkiej niezależności.
Co
dziwne, zapachy przypominające aromaty unoszące się nad połoninami
można odszukać w... luksusowych perfumach. Woń żarzącego się
drewna jest wiodącą nutą Eau Parfumée firmy Bulgari, a w
Déclaration Cartiera nie tylko można wyczuć dym, lecz także
zapach jałowca, świeżo ściętego drewna, wilgotnego mchu i mokrej
ziemi. Do tego nazwa na skutek ekspansji amerykańskiej kultury
nieodparcie kojarząca się z niepodległością. Prawdziwe
pachnidło-manifest w czasach absolutnych rządów gospodarki
rynkowej, która właśnie zaczęła układy z widmem recesji.
(test z Przekroju)
Subskrybuj:
Posty (Atom)