Jak pachnie
Finał wielkiego szlema Radwańskiej
Uwielbiam tenis. Szczególnie, kiedy
nie jest mechanicznym bombardowaniem kortu, lecz finezyjną
rozgrywką, w której zawodnicy nagle zmieniają tempo, siłę
uderzenia, rotację piłki. Tenis niewątpliwie ma swój zapach, lecz
wcale nie jest on jednorodny i stały. Jest wypadkową osobowości
zawodników, ich stylu, siły. Czasem można go porównać do
prostych pachnideł fitness, w których dominują wodne owce. Kiedy
indziej do ciężkich woni żywicznych, w których nie ma śladu
kobiecości. Innym razem znów pojawiają się wonie bardziej
intrygujące, które nie pozwalają na tworzenie łatwych definicji.
I właśnie te ostanie zapachy coraz
częściej dominują, kiedy gra Agnieszka Radwańska. Jej gra w
ostatnim czasie pachnie delikatnym, inteligentnym akordem szyprowym,
w którym cierpkość łączy się z euforycznym kwiatowym
odurzeniem. Odrobiną różanego mistycyzmu i mlecznej frywolności.
Całość uzupełnia, jakżeby inaczej, skórzana woń torebek od
Louisa Vuitton. Niewątpliwie, ostatnio tenis Radwańskiej pachnie jak
Skin Trussardiego.
W finale ten zapach skonfrontuje się z
dominującym, przytłaczającym i bezkompromisowym amerykańskim
akordem odurzających białych kwiatów. Zobaczymy, które z tych
pachnideł będzie w tym dniu pachnieć bardziej pociągająco...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz