piątek, 6 lipca 2012


Jak pachnie
Finał wielkiego szlema Radwańskiej

Uwielbiam tenis. Szczególnie, kiedy nie jest mechanicznym bombardowaniem kortu, lecz finezyjną rozgrywką, w której zawodnicy nagle zmieniają tempo, siłę uderzenia, rotację piłki. Tenis niewątpliwie ma swój zapach, lecz wcale nie jest on jednorodny i stały. Jest wypadkową osobowości zawodników, ich stylu, siły. Czasem można go porównać do prostych pachnideł fitness, w których dominują wodne owce. Kiedy indziej do ciężkich woni żywicznych, w których nie ma śladu kobiecości. Innym razem znów pojawiają się wonie bardziej intrygujące, które nie pozwalają na tworzenie łatwych definicji.
I właśnie te ostanie zapachy coraz częściej dominują, kiedy gra Agnieszka Radwańska. Jej gra w ostatnim czasie pachnie delikatnym, inteligentnym akordem szyprowym, w którym cierpkość łączy się z euforycznym kwiatowym odurzeniem. Odrobiną różanego mistycyzmu i mlecznej frywolności. Całość uzupełnia, jakżeby inaczej, skórzana woń torebek od Louisa Vuitton. Niewątpliwie, ostatnio tenis Radwańskiej pachnie jak Skin Trussardiego.
W finale ten zapach skonfrontuje się z dominującym, przytłaczającym i bezkompromisowym amerykańskim akordem odurzających białych kwiatów. Zobaczymy, które z tych pachnideł będzie w tym dniu pachnieć  bardziej pociągająco... 


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz