czwartek, 12 lipca 2012

Kraków



Kraków zawsze egzystował na granicy rzeczywistości i mitu. Jest jedną z niezwykłych, magicznych przestrzeni, które przyciągają i rozbudzają emocje. Jej niesamowitość szczególnie można docenić, kiedy nie przebywa się w niej na co dzień, kiedy  ulega przemianie  w porzuconą Arkadię i odradza się we wspomnieniach.
Taki Kraków pachnie winem, którym delektowali się klienci Baryłeczki, prowadząc poważne dysputy na temat sztuki, śmierci i miłości. Grillowanymi kiełbaskami na parkingu przy Grzegórzeckiej, gdzie w nocy można było spotkać znanych krakowian i karmelem, którego aromat otaczał położoną niegdyś w centrum fabrykę słodyczy Wawel.  Przyciąga  magnetyczną wonią kawy podawanej w Pożegnaniu z Afryką i pasty do podłóg, którą pielęgnowano parkiety w gmachach użyteczności publicznej, aromatem  nugatu od Michalskich i mistycznym zapachem atramentu w małym zakładzie naprawy piór przy Szpitalnej. Nie brak w nim  pączków z konfiturą z róży podawanych w małej kawiarence przy Starowiślnej i, oczywiście,  wypełniającego kawiarnie i puby w piwnicach  dymu z papierosów,  który w jakiś nieogarniony dla rozsądku sposób przemieniał pijalnie piwa w świątynie intelektu.
Tamten mityczny Kraków miał nawet swoje perfumy firmowane przez Krakowski Gabinet Doboru Zapachu Heleny Piwowarskiej „Avenir”. Pachniały tabaką, dymem cygar, świeżo zaparzoną kawą i wanilią. Uroku dodawały kompozycji  nuty kwiatowe. Nie mogło być inaczej. W tamtym Krakowie iść na randkę bez choćby róży minaturki? Nie do pomyślenia. 


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz