wtorek, 19 czerwca 2012

Bieszczadzka wolność




Pozornie wydawałoby się, że wolność pachnie jak świeży podmuch wiatru i pióra szybującego w przestworzach orła, którego cień widziała jedna z gwiazd polskiego popu. Wystarczy jednak pojechać w Bieszczady i spotkać uciekinierów ze świata sfrustrowanych szefów, sukcesu za wszelką cenę i nieudanych związków, by przekonać się, że wolność w rzeczywistości ma aromat taniego tytoniu, suchego i mroźnego powietrza w zimie, ziół i błota w lecie, lecz przede wszystkim dymu unoszącego się nad prymitywnymi piecami, w których drewno przemienia się w węgiel drzewny, bo to właśnie on i kupujący go grillomaniacy są źródłem skromnej, bieszczadzkiej niezależności.
Co dziwne, zapachy przypominające aromaty unoszące się nad połoninami można odszukać w... luksusowych perfumach. Woń żarzącego się drewna jest wiodącą nutą Eau Parfumée firmy Bulgari, a w Déclaration Cartiera nie tylko można wyczuć dym, lecz także zapach jałowca, świeżo ściętego drewna, wilgotnego mchu i mokrej ziemi. Do tego nazwa na skutek ekspansji amerykańskiej kultury nieodparcie kojarząca się z niepodległością. Prawdziwe pachnidło-manifest w czasach absolutnych rządów gospodarki rynkowej, która właśnie zaczęła układy z widmem recesji. 

(test z Przekroju) 

 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz