Złośliwi
z pewnością stwierdzą, że pachnie piwem, które obficie leje się
do kufli w licznych strefach kibica i przed telewizorami. Dla sztabu
szkoleniowego siedzącego na ławce przy boisku roztacza woń
przelanego potu zawodników. Natomiast widzom przed telewizorami,
którzy cały czas mają przed oczami zielone, porośnięte trawą
boisko, podświadomość zapewne przywodzi na myśl zapach świeżo
skoszonego trawnika.
Czy
jednak rzeczywiście do miana pachnidła mistrzostw mogą pretendować
perfumy „zielone”, w których dominują nuty roślinne?
Mistrzostw w piłce nożnej nie organizuje się, po to, aby
posiedzieć na łonie natury i podziwiać kształty liści i
smukłość łodyg. Pragniemy zobaczyć jak współcześni wojownicy
walczą na arenie nie żałując swoich kości i płuc. Chcemy
podziwiać bohaterów, którzy są w stanie zawładnąć naszą
wyobraźnią i wywoływać okrzyki zachwytu, zafascynować się ich
siłą i wizjonerstwem.
W
takim wypadku zapach mistrzostw musi należeć do rodziny fougere, w
której moc i dominacja (drażniące nuty cierpkie) łączy się z
narkotycznymi, upajającymi aromatami lawendy i siana (kumaryny) i
paczuli. Jak w każdej rodzinie są w niej zapachy, które różnią
się charakterem jak stworzony przez Gerarda Anthony'ego Azzaro Pour
Homme z 1977 roku, w którym kontrasty zarysowano niezwykle subtelnie
i siła wypływająca z tego pachnidła kojarzy się raczej z
wyrafinowaną inteligencją niż potęgą mięśni. Nalezą też do
niej zapachy, w których dominacja i bezkompromisowość wprost
onieśmiela jak Drakkar Noir Guy Laroche z roku 1981 i są też
zapachy, które hedonistyczne wonie orientalne mają łączyć z
męskością i siłą fougere jak „Le Male” Gaultiera. Zapach
mistrzostw nie jest więc prosty do określenia. Kiedy patrzy się na
Iniestę wokół zaczyna pachnieć subtelnie i intelektualnie, widok
parcia do przodu Rooneya przenosi na pokład czarnego drakkaru
wikingów, a Ronaldo wprost rozsiewa wokół siebie woń wschodnich
balsamów i cierpkich (szczególnie dla ośmieszanych obrońców)
aromatów.
W
rodzinę zapachów Euro 2012 doskonale wpisują się polscy piłkarze,
trener i działacze. Emanuje od nich narkotyczny, wizjonerski i
oszałamiający zapach siana. Oczywiście „siano” to wyraz
wieloznaczny i nie zawsze należy traktować go dosłownie.
Gratuluję blogowej decyzji i czekam na więcej! Zapach siana...tak, pięknie to ujęłaś ;)
OdpowiedzUsuńpozdrawiam
Maju, uczę się od Ciebie, bo jak się uczyć to od najlepszych.
OdpowiedzUsuń