poniedziałek, 10 czerwca 2013

Lys Fume Toma Forda





Zapach lilii nie należy do moich ulubionych. Jest nieco za bardzo ekspansywny i przytłaczający. Nawet w pachnidłach ze zmodyfikowaną „kremową”, łagodniejszą nutą lilii daje się często wyczuć jakiś dysonans. Co jest tego powodem? Być może jest to próba wtłoczenia tej woni w tradycyjną kwiatową kompozycję.

Inne spojrzenie na ten zapach daje pachnidło Toma Forda Lys Fume. Już sama nazwa sugeruje niezwykłość tej kompozycji łączy w sobie bowiem francuskie słowa „lilia” i „dym”. Twórcy zapachu połączyli lilię z wyrazistymi, może nawet trochę drażniącymi woniami balsamów i żywic, drewna dębowego, aromatem rumu z Gujany Holenderskiej i delikatnie zaokrąglili kompozycję wanilią.
Dzięki temu powstał harmonijny, intrygujący zapach, emanujący energią i bardzo przyciągający.
Bywa określany jako uniseksowy i rzeczywiście, wbrew wrażeniom z pierwszych chwil po użyciu, kiedy są silnie wyczuwalne nuty kwiatowe, sugerujące tradycyjnie kobiecy charakter zapachu, po kilku minutach tuż przy skórze tworzy się cierpko-słodka, delikatnie liliowa zapachowa otoczka, która kobiecie dodaje odrobinę tajemniczości i nieobliczalności, mężczyźnie zaś nieco erotycznego powabu.
Zapach przede wszystkim na wieczór i do używania w chwilach samotności dla pobudzenia wyobraźni. Doskonale pachnie w chłodne i deszczowe dni, emanując wewnętrznym ciepłem. Dobrze komponuje się z wyjściowymi kreacjami.






2 komentarze:

  1. Skoro pobudza wyobraźnię to muszę rozejrzeć się za nim

    OdpowiedzUsuń
  2. Warto się z tym zapachem zapoznać, bo z pewnością pozostanie w kanonie zapachów, które trzeba znać.

    OdpowiedzUsuń