Zapach lilii nie należy do moich
ulubionych. Jest nieco za bardzo ekspansywny i przytłaczający.
Nawet w pachnidłach ze zmodyfikowaną „kremową”, łagodniejszą
nutą lilii daje się często wyczuć jakiś dysonans. Co jest tego
powodem? Być może jest to próba wtłoczenia tej woni w tradycyjną kwiatową kompozycję.
Inne spojrzenie na ten zapach daje
pachnidło Toma Forda Lys Fume. Już sama nazwa sugeruje niezwykłość
tej kompozycji łączy w sobie bowiem francuskie słowa „lilia” i
„dym”. Twórcy zapachu połączyli lilię z wyrazistymi, może
nawet trochę drażniącymi woniami balsamów i żywic, drewna
dębowego, aromatem rumu z Gujany Holenderskiej i delikatnie
zaokrąglili kompozycję wanilią.
Dzięki temu powstał harmonijny,
intrygujący zapach, emanujący energią i bardzo przyciągający.
Bywa określany jako uniseksowy i
rzeczywiście, wbrew wrażeniom z pierwszych chwil po użyciu, kiedy
są silnie wyczuwalne nuty kwiatowe, sugerujące tradycyjnie kobiecy
charakter zapachu, po kilku minutach tuż przy skórze tworzy się
cierpko-słodka, delikatnie liliowa zapachowa otoczka, która
kobiecie dodaje odrobinę tajemniczości i nieobliczalności,
mężczyźnie zaś nieco erotycznego powabu.
Zapach przede wszystkim na wieczór i
do używania w chwilach samotności dla pobudzenia wyobraźni.
Doskonale pachnie w chłodne i deszczowe dni, emanując wewnętrznym
ciepłem. Dobrze komponuje się z wyjściowymi kreacjami.
Skoro pobudza wyobraźnię to muszę rozejrzeć się za nim
OdpowiedzUsuńWarto się z tym zapachem zapoznać, bo z pewnością pozostanie w kanonie zapachów, które trzeba znać.
OdpowiedzUsuń