Zazdroszczę takim ludziom jak Tom
Ford. Wskrzesić koncern Gucci? Nie ma sprawy. Nakręcić film
fabularny? Żaden problem. Stworzyć w ciągu trzech lat jedną z
najbardziej interesujących marek perfum? Nic trudnego.
Taki właśnie jest Tom Ford. No i
jeszcze jego niepokorność. Kiedy wszyscy producenci pachnideł
pokochali frutti masowo wypuszczając na rynek kolejne wody żelkowe,
on proponuje perfumy, które choć noszą w sobie rys nowoczesności
zadowolą miłośników „starego perfumiarstwa”.
Jak to dobrze, że jego mama używała
Opium YSL, a nie jakichś szalonych wynalazków.
Ford bawi się tradycją perfumiarską.
Tak jak w tradycyjnej angielskiej perfumerii, w której na półkach
w identycznych flakonach oferowano najróżniejsze pachnidła
jednokwiatowe, proponuje swoje interpretacje zapachowe kwiatów w
buteleczkach różniących się tylko kolorem i napisem na etykiecie.
Można wybierać pomiędzy lilią, różą, jaśminem, kwiatem
pomarańczy, czy hiacyntem i orchideą. Oprócz pachnideł z
wiodącymi nutami kwiatowymi dostępne też są zapachy z nutą
wanilii, cytrusów, drewna czy skóry.
Co ciekawe, wcale nie są to pachnidła
jednowymiarowe. To często bardzo skomplikowane kompozycje z
intrygującym tłem, które powoduje, że dominująca nuta nabiera
nowych znaczeń.
Ich wyszukiwanie to prawdziwa
przyjemność. Wkrótce podzielę się wrażeniami z zapachowych
„degustacji”.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz